Mój pierwszy raz… z kubańskim cygarem

Po ulicach Lwowa rozsnuwając aromat Hawany… Bolivar Libertador LCDH (toro)

Ten smak… to może być tylko miłość od pierwszego wejrzenia. To jest cygaro! Jeżeli z błyskiem w oku zdarzyło Ci się obrócić na ulicy, czując charakterystyczny zapach kubańskiego tytoniu, to uwierz, że ta sama magia napełni Ci usta, gdy je zapalisz. Finisz nie jest tu zwykłym finiszem – to odrębny świat, do którego zabierze Cię dobrze wysezonowana hawana…

Plac Halicki we Lwowie. Fotografia ze zbiorów Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona.

Dotychczas z wyboru kubańskich cygar nie paliłem, ale cygaro Bolivar Libertador dostałem od mojego Czytelnika i Kompana cygarowej przygody, Tomka z okazji narodzin mojego syna. Obiecałem spróbować i zrecenzować bez uprzedzeń, co niniejszym czynię zaraz po powrocie z wycieczki do Lwowa! 🙂

Kubańskie cygara. Manufaktura Marzeń
Lwowska palarnia kawy… nigdzie aromat nie jest taki jak tam…

Ten smak… O ile smak każdego dobrego cygara jest nieporównywalny z niczym, o tyle smak dobrej hawany jest nieporównywalny z żadnym cygarem. Oto, co znaczy terroir! Ten smak… Czuć w nim wilgoć ziemi, czuć… liście palmy zroszone tropikalnym deszczem (!), a w finiszu po tych liściach i deszczu pozostaje słona nuta i jakby małe ziarenka piasku… Bajka. Po prostu bajka.

Retro-hale kremowo-słodki z wciąż obecnym palmowo-deszczowym profilem. Tak, ten smak to magia. Odleciałem… zanim zdążyłem gdziekolwiek odlecieć!

Na stopie cygara pojawiły się dwa centymetry popiołu – dopiero zacząłem zwracać uwagę na muzykę… Ta banda, ta banda we Lwowi śliczni gra…

Podróży z cygarem Bolivar Libertador towarzyszyły piosenki z dwupłytowego wydania Skarbiec Lwowski

Cygarowa bilokacja

Fantastyczny „stajenny” aromat snuje się po tętniących w muzyce ulicach przedwojennego Lwowa. Cygaro… kupiłem w SKŁADZIE TYTONIU I CYGAR SPECYALNYCH przy ulicy Ludwika I 1 i zdumiewam się, jak tam cudownie musi być wśród palm na najpiękniejszej wyspie Karaibów.

Kubańskie cygara. Manufaktura Marzeń

Dotychczas cygara zabierały mnie w podróże na falach dymu. Bolivar Libertador zabiera mnie właśnie w podwójną podróż – najpierw do dawnego Lwowa, a stamtąd rozmarzoną myślą – siup, na Karaiby!

Ten drogi Lwów, to miasto snów…

Kubańskie cygara. Manufaktura Marzeń
Ogród pałacu Potockich we Lwowie.

Snuję się po Kopernika – bal u Potockich. Siup, Maryśka, muzyczka gra, siup, Maryśka szyk zna… – jowialne dźwięki lwowskiej kapeli dobiegają zza majestatycznej bramy pałacu. Zaproszenia nie mam i nie potrzebuję, bo myślami wałęsam się po ciepłych i równie wesołych ulicach Hawany…

Kubańskie cygara. Manufaktura Marzeń
Fasada pałacu Potockich we Lwowie.
Pałac Potockich czy karaibska rezydencja, mniejsza z tym, idę dalej, delektując się smakiem kubańskiego tytoniu…

Dźwięki kapeli odprowadzają mnie do ulicy Legionów. Żegnam się przed kapliczką Matki Bożej, Opiekunki Lwowa, i idę dalej. Z kamienicy dolatują dźwięki rozśpiewanej prywatki… U Bombacha fajna wiara, chlei browar, ćmi cygara…

Teatr Nowy we Lwowie. Fotografia ze zbiorów Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona.

Palmowe liście zaczynają kołysać mi nad głową szumem karaibskich pieśni, a ich smak nadal trwa w cygarze. Smak… za połową pierwszej tercji nic się nie zmienia, co w Nowym Świecie uznałbym za brak kompleksowości. Ciąg jest dość słaby, a spalanie faluje (tego falowania niestety nie mogę porównać do kojącego szumu fal Morza Karaibskiego!). To wszystko trochę studzi mój entuzjazm…

Mijam jakąś lwowską spelunkę… Hulaj, braci, fajnu, gdy harmonia gra, bier baby pod pachy, ta, Bóg ci zdrowi da… Macham ręką na wady cygara i dalej delektuję się wyśmienitym kubańskim tytoniem oraz swoim podwójnym spacerem… Ten smak… jest tak charakterystyczny, że szkoda przepijać go nawet wodą. Aromat – bajeczny.

Snując się ulicami Lwowa… Fotografia ze zbiorów Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona.

Hawano, ty arko przymierza!

Wilgotne palmowe liście zostają jeszcze w ataku, ale na podniebienie i do finiszu zaczyna wkraczać znacznie bardziej sucha drzewność… Maruśka, moja Maruśka, chodźże ze mną spać do łóżka… Robi się trochę nazbyt ludycznie – mijam kolejną spelunkę… Wydmuchuję dym nosem… jeszcze raz odpływam… oddycham Kubą.

Mijam kino. Słychać uwerturę filmu Włóczęgi. Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu… Nucę pod nosem i postanawiam wybrać się na Wysoki Zamek… Tylko we Lwowi… Przez Rynek – pozdrawiam lwy strzegące lwowskiego ratusza… A ja si ze Lwowa nie ruszam za próg, ta, mamciu, ta, skaż mnie Bóg! Niby się nie ruszam, a jednak – jestem w Hawanie!

Właśnie miałem zanotować, że pod koniec pierwszej tercji smak zaczyna się zmieniać, gdy popiół opadł nieproszony, obficie znacząc kartkę zeszytu. A więc… w drugiej tercji w smaku pojawia się coś na pograniczu herbaty i orzechów – w końcu zakupy robiłem w składzie kolonialnym!

Kubańskie cygara. Manufaktura Marzeń

Wybrzmiewa też trawa, ale nie podeptana przez mieszczańskie pieski i pijanych gości Hawany – oddalam się od miasta. Po Lwowie pozostaje echo… Moje serce zostało we Lwowie, moim mieście zieleni i bzów… Dobiega odgłos powojennych już nagrań.

Smak hawany ożywia we mnie słowa pisarzy, którzy opiewali wierszem (Rudyard Kipling) i prozą (tu będzie link do tekstu o Tomaszu Mannie) smak kubańskiego tytoniu… Dzięki doświadczeniu z Bolivarem mogę dosłownie poczuć to, co stanowiło nieodłączny element ich twórczego życia – no, może prawie dosłownie, gdyż momentami ciąg jest tak katastrofalny, że muszę trzy, cztery, nawet pięć razy pociągnąć, by napełnić usta aromatycznym dymem (coś takiego w Nowym Świecie nie spotkało mnie chyba nigdy). Mimo wszystko cygaro to staje się dla mnie arką przymierza łączącą moje doświadczenie z doświadczeniem moich literackich kolegów i mentorów z dawnych lat i wieków!

Rudyard Kipling odczytujący Markowi Twainowi swój utwór przy cygarze i kieliszku burbona. Obaj pisarze byli znanymi miłośnikami cygar. Obrazek wykorzystany do reklamy burbona.

Co dalej…?

W finiszu wybrzmiewa trochę czarnego pieprzu, a w ataku i na podniebieniu znika wilgotny palmowy posmak… w jego miejsce pojawia się siano – ale to w sumie logiczne, skoro zapuściłem się na kubańską prowincję. Właściwie to już sam nie wiem, gdzie jestem. Nad głową świeci księżyc – lwowski czy karaibski, mniejsza z tym…

Siano przechodzi w drzewo, a w tle czuć delikatną słodycz – wchodzę do lasu, a pachną… no cóż, pewnie jagody. Ciąg staje się jeszcze bardziej koszmarny. Przedmuchuję, usuwam popiół, rozpalam. Trochę pomogło. Aromat – wciąż stajennie-bajeczny, a smak… ten smak (?!)… no właśnie… hm…

Zaczynam się zastanawiać, co się stało z tym cudownym cygarem w drugiej tercji… Ów moment zastanowienia został mi przerwany, gdyż cygaro zgasło. Rozpalam i zastanawiam się dalej…

Mija trochę czasu, muzyka się zmienia, słychać hiszpańską gitarę – dobrze znane nuty Franscisco Tarregi (Lagrima, potem Hiszpański romans), następnie do głosu dochodzi Carlo Domeniconi… Na moment powraca trochę gatunkowego herbacianego posmaku… tylko skąd herbaciarnia na kubańskim pustkowiu?

Zgasło. Rozpalam ponownie i czekam na rozwój sytuacji w trzeciej tercji… o ile uda mi się coś uciągnąć! Na drzewno-trawiastej bazie pojawia się trochę słodyczy w tle – najprzyjemniej jest w nosie, który uwydatnia tę słodycz. Poza tym, podobnie jak w drugiej tercji, dzieje się dużo mniej niż na początku. Ale pociesza mnie jedno… bajeczny aromat tropikalnej stajni pełnej świeżo ściętych drzew palmowych mógłby trwać wiecznie!

Pomimo dość intensywnego ciągnięcia cygaro znowu zgasło. Na szczęście pod koniec pojawiło się jeszcze lekkie wspomnienie „palmowego” profilu.

Trzech przywódców: Simon Bolivar, Iwan Franko (choć to akurat przywódca intelektualny) i… Tadeusz Kościuszko, bo w parku jego imienia zrobiłem to zdjęcie. Zresztą, trudno uniknąć wrażenia, że panowie Kościuszko i Bolivar mają ze sobą sporo wspólnego!

PODSUMOWANIE

Moje doświadczenie z cygarem Bolivar Libertador zaczęło się na niedoścignionym firmamencie uniwersalnego zachwytu, kończy się… na błędnych dróżkach komunistycznej Kuby, która potrafi zaskakiwać bogactwem i szlachetnością tytoniu, ale także kapryśnością wynikającą z mankamentów centralnej, rządowej produkcji.

Skoro podsumowanie, to musi paść pytanie: czy cygaro Bolivar Libertador przekonało mnie do Kuby? Jedno jest pewne – przekonało mnie do niezastąpionych walorów kubańskiego terroir, w którym można się jedynie zakochać! Jednocześnie (wspaniała jedynie na początku) przygoda z tym cygarem pogłębiła moją niechęć do sytuacji, w której w wyniku rewolucyjnego przewrotu i nacjonalizacji rodzinne tradycje cygarowe na Kubie zostały zastąpione centralistyczną produkcją, która z zasady nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej kontroli jakości i troski.

12 myśli do „Mój pierwszy raz… z kubańskim cygarem”

  1. Bardzo fajna recenzja, z którą się zupełnie nie zgadzam
    Może to przez fakt dłuższego przebywania z kubańskim tytoniem, a może dlatego, że Trafiłeś lekko trefna sztukę. Jest obecnie rzadkością w cygarach kubanskich premium.
    To co Czułes w pierwszej tercji, zazwyczaj się mocno potęguje w następnych. I jest to szlachetnosc smaku, której próżno szukać w reszcie świata.
    Powtórzę, że reszta świata może być bardzo dobra, lub rewelacyjna. W przypadku dobrych cygar kubanskich zaczyna się magia
    Dodam tylko, że jak to zazwyczaj bywa z cygarami, to tylko moja subiektywna opinia

    1. W kwestii doświadczenia z Kubą w sposób oczywisty oddaję Tobie palmę (nomen omen) pierwszeństwa 🙂

      Być może sztuka była trefna… tylko pytanie, czy to nie jest forma racjonalizacji? Bo jak dla mnie – jeżeli płacę 80 zł za cygaro, to po pierwsze ma ono od razu nadawać się do palenia (starzenie tytoniu jest po stronie producenta, a nie klienta!), po drugie, nie ma wymówek… nie życzę sobie tego typu niespodzianek! 😛

      Właśnie to, że w przypadku Kuby nie wiem, na co trafię, zniechęca mnie do kupowania. Jeżeli mam wydać 60-80 zł, to wybiorę pewniaki – Davidoff, Plasencia, Padrón, czy choćby takie cygaro jak Andalusian Bull.

      No ale dobra, co polecasz, aby mnie przekonać? 😉

      1. Co innego mógłbym polecić
        Oczywiście Ramon Allones specially selected. Bolivar royal coronas lub np. Juan Lopez no. 2.
        Są to cygara w cenie ok 40 zł i w mojej oczywiście subiektywnej ocenie biją na głowę te droższe które wymieniłeś. Trochę drożej, może Motecristo edmundo lub no.2 i oczywiście Ramon Allones gigantes. Ale tutaj, za wyższą cenę, dostajemy dużo więcej dobrego tytoniu.
        Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale naprawdę bardzo rzadko zdarzają się kołki, w cygarach kubanskich w tej cenie i w tym ringu.
        Ponadto ciężko oceniać cygara jak resztę produktów. Czasami to jest właśnie piękne, kupić cygaro i patrzeć jak się latami zmienia jego smak. W przypadku cygar kubanskich w 99% na lepsze.
        Tak jak pisałem wcześniej, jest to tylko i wyłącznie moja ocena. I muszę również dodać, że sam również ciężko miałbym zrezygnować z reszty świata. Bo w różne dni mamy ochotę na różne cygara i różny alkohol. Ale gdybym miał brać wszystkie “za” i “przeciw”, numerem jeden byłaby Kuba.
        Pozdrawiam

        1. No widzisz, może właśnie o to chodzi, żeby zacząć od tych z niższej półki… 😉

          Ale to prawda, że w dużej mierze to zależy od nastroju… Tytoń z Kuby ma w sobie coś takiego, że się po prostu z nim płynie, co zapewne w odpowiednim momencie może być wyjątkowo satysfakcjonujące – podczas gdy Nowy Świat, oferujący (na tyle, na ile jestem w stanie porównać) bardziej złożony smak, dzięki użyciu liści z różnych krajów, w większym stopniu skłania do zastanowienia i poszukiwania skojarzeń dla licznych odcieni nut smakowych… 😉

          Dzięki za rekomendacje i pozdrawiam!

  2. Hej Filipie!
    Szkoda, że było coś nie tak z sztuką, którą Ci podarowałem. No cóż, zdarza się.
    Nie poddawaj się w eksplorowaniu kubańskich rarytasów.

    Co do samej recenzji to jak zwykle majstersztyk. Z przyjemnością się czyta Twoje lekkie pióro. Człowiek czytając kolejne wersy czuje, jakby tańczył (serio).

    Mam nadzieję, że kiedyś spotkasz się z taką Havaną, z którą mi wielokrotnie się zdarzyło spotkać.

    1. Tomku!

      Przede wszystkim jeszcze raz serdecznie dziękuję za tak wspaniały prezent! Pomimo końcowego werdyktu, sprawiłeś mi ogromną radość, a doświadczenie było bardzo ciekawe, a w pierwszej tercji wręcz spektakularne, czego dałem wyraz – przyznasz – bez uprzedzeń! 🙂

      Przyznaję rację, że kubański tytoń ma w sobie magię, choć tak jak napisałem w odpowiedzi na pierwszy komentarz, niepewność tego, co mnie czeka, zniechęca mnie do pójścia tą drogą…

      Jak sobie wyobrażę, że kupiłbym takie cygaro, a po kilku latach w humidorze (powtarzam: od tego jest aging room producenta, a nie mój humidor!) okazałoby się, że np. jest kołek albo jest monotonnie i brakuje kompleksowości, to bym się – lekko mówiąc – wściekł i całą tę Kubę już definitywnie rzuciłbym, jak się mawiało, w diabły! 😉

      Ale kto wie, może jakaś hawana mnie przekona. A więc… co jeszcze mógłbyś polecić o podobnym charakterze, jak tu opisana pierwsza tercja? 🙂

      1. Zanim kolejny raz zapalisz coś kubańskiego zrób jedną ważną rzecz – zresetuj swoje oczekiwania i wcześniejsze doświadczenia z tymi cygarami.
        Zapal sobie coś z poniższej listy i jeśli przejdziesz przez tych kilka cygar i wciąż będziesz na nie to z całą stanowczością stwierdzę, że kubanskie cygara nie są dla Ciebie.
        1.Montecristo Edmundos
        2.Bolivar Belicosos Finos
        3.Partagas – Serie D No.4
        4.Ramon Allones – Specially Selected
        5.San Cristobal De La Habana – La Punta
        6.Hoyo de Monterrey – Epicure No.2
        7.H.Upmann – Upmann No.2
        8.Vegas Robaina – Unicos
        9.Trinidad – Coloniales
        10.Quai Dorsay – 50

        Gotowa lista do zakupów i zacząłbym od #10 i jeden po drugim wspinałbym się na szczyt

        1. Dzięki za listę (!) rekomendacji 🙂

          Jestem skłonny tak uczynić, podobnie jak do doświadczenia z Bolivarem podszedłem bez uprzedzeń – w momencie odpalenia zapałki (tak, rozpalałem klasyczną metodą trzech zapałek) odłożyłem na bok wszystkie wcześniejsze przekonania.

          Patrząc na tę listę, myślę, że w pierwszej kolejności sięgnąłbym po numery 6, 10, 9 😉

  3. za każdym razem jak czytam Twoje recenzje to się zastanawiam, czy Ty recenzujesz cygaro czy może jest to jakiś fragment, takie demo, jakiejś tajemniczej powieści…

    nie mam aż tak bogatych doświadczeń jak koledzy wyżej, ale staram się poszerzać horyzonty i zgłębiać wiedzę na temat różnych marek. Z Bolivarem miałem już do czynienia (co prawda inny model, jeśli można tak o cygarze powiedzieć?) i wspominam ten czas bardzo miło 🙂

    czekam na kolejne recenzje 😉

    1. Haha! To mi się podoba 😀

      A tak na poważnie, to powieść inspirowana cygarowym doświadczeniem – to byłoby coś! 😉

      Serdeczne dzięki za komentarz i mam nadzieję, że w dalszym ciągu sprostam Twoim oczekiwaniom! 🙂

  4. Ja osobiście za Kubą nie przepadam ze względu na większe prawdopodobieństwo kołka (a więc efekt mizernej kontroli jakości), defekty estetyczne i pewnego rodzaju zastój jeśli chodzi o filozofię produkcji cygar. Ponadto za cenę, jaką trzeba wydać na cygaro kubańskie, a które to może srogo rozczarować, można często kupić o wiele lepszy produkt innych marek.

    Zamiast jednak szufladkować cygara względem kraju pochodzenia, wolę wyróżnik jakości i indywidualnych odczuć, tak więc jeśli chodzi o kubańskie “pewniaki”, to moim zdaniem jest to Ramon Allones, Trinidad i Hoyo de Monterrey 😉

    1. Tak, przyznam szczerze, że do tych trzech marek mnie również najbardziej ciągnie… 😉

      Fajnie, że zwróciłeś uwagę na kwestie estetyczne. Z natury jestem estetą i gdy widzę te krzywo zwinięte kubańskie cygara z dziwnymi przebarwieniami na liściach okrywowych, to aż mnie żal ściska! 😀 To jest kolejny powód, dla którego ciężko mi zapłacić tak wygórowane pieniądze za produkty – jak dla mnie – co najwyżej z kategorii “factory throwouts” 😛

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.