Nad wodami Lety [3/4]: Włochy oszalały!

Powrót do cyklu włoskiego długo za mną chodził. Miało być wspomnieniowo – toskańsko i rzymsko. Ale w międzyczasie rzeczywistość zweryfikowała moje tęsknoty. Całe Włochy ogarnęła psychoza chińskiego wirusa, a ja zastanawiam się, czy coś jeszcze – tam, w realnym świecie – zostało z mojej Lety…

Wody Lety skażone chińskim wirusem?

Porwany z nurtem życia, na wiele miesięcy straciłem sprzed oczu kojące refleksy północnowłoskiej Lety, mojej Bacchiglione – płynącej przez umiłowane Veneto, od Alp aż do Adriatyku. Chciałem wynurzyć się na brzeg, by powrócić do włoskich wspomnień. Chciałem zabrać Was tym razem – przez malownicze krajobrazy Toskanii – do Wiecznego Rzymu, ale wszystko pokrzyżowało globalne przetasowanie priorytetów…

Włochy – kolebka sztuk, „druga ojczyzna” każdego kulturalnego człowieka. Potrzebowałem czasu, by oswoić się z tą prawdą. W ferworze życia rodzinnego, od opisanego w poprzednich wpisach wyjazdu, nie było mi dane przekroczyć magicznej granicy Alp.

A teraz, choć nie przyjęła tego jeszcze oficjalna historiografia, gdy wraz rokiem 2019 prawdziwie wkroczyliśmy w XXI wiek, wszystko się zmieniło. Bańka mydlana powojennej demokracji pękła wraz z uzbrojeniem chińskiego wirusa do walki z wolnością, a przy okazji z kryzysem ekonomicznym wywołanym przez cyklicznie powtarzający się upadek tego, co uczciwi ekonomiści nazywają fałszywym pieniądzem.

Aż korci mnie, aby poświęcić ten wpis przemyśleniom na temat dobrodziejstw standardu złota i kłamstw tzw. Wielkiego Resetu, ale nie! Spróbuję jeszcze raz puścić wyobraźnię z wodami Lety, choć – o tempora! – z Covidem w tle.

Chińskie sklepiki w mieście św. Antoniego

Miło wspominam wizyty w padewskich sklepikach prowadzonych przez Chińczyków, gdzie mogłem kupić suszone ryby do piwa i inne smakołyki, nieobecne w śródziemnomorskiej spiżarni. A teraz mam przyjąć, że właśnie te sklepiki, a raczej fabryki wykupowane przez Chińczyków w północnych Włoszech, stały się rozsadnikiem „wrażego wirusa”

Zawsze byłem zwolennikiem rozdzielenia tego, co kulturowo niosą ze sobą przedstawiciele danej społeczności, a tego, co – poza ich wpływem – robi rząd w ich kraju. Podobnie teraz, jestem skłonny uznać techniczny fakt, że podróżujący tam i z powrotem Chińczycy przyczynili się do początkowego wzmożenia epidemii we Włoszech, jednak z taką samą chęcią i radością – o ile ktoś mnie tam wpuści bez „paszportu covidowego” – zaopatrzę się w te same przesolone, twarde, zasuszone ryby, które popiję solidnym łykiem zimnego Peroni.

Szkółka leśna we Włoszech

Włochy jakoś nie kojarzą mi się lasem… Morze, owszem. Laguna, plaże, góry, wzgórza i doliny, rzędy cyprysów, palmy, winnice i plantacje oliwek – tak. Ale nie las.

Gdy wraz z Covidem przyszła systemowo ugruntowana wiara w to, że kawałek materiału na twarzy jest niezbędnym elementem przetrwania gatunku ludzkiego, pojawiła się też – słaba, niestety, i nader rzadka – reakcja przeciwko tej nowej wierze.

Pragnąc korzystać z niezbywalnego prawa do oddychania – jak relacjonowali nasi znajomi z Veneto – część nauczycieli przeniosła zajęcia szkolne… do lasu. Owa szkółka leśna nie była jednak elementem nauki survivalu w dotychczasowym tego słowa znaczeniu, lecz raczej próbą przetrwania w sytuacji, gdy jedynie w leśny gąszcz nie docierała ręka „państwa opiekuńczego”, troskliwie odcinająca swobodny dostęp tlenu do płuc młodzieży.

Ale cóż, czego nie zrozumiemy na gruncie naukowej logiki, to wytłumaczy nam sztuka. Wszak, jak śpiewał Toto Cutugno, Włochy to kraj, który miał un partigiano come presidente, więc coś z tym lasem musi być na rzeczy…

Włoska Republika Ludowa

Powyższy casus można jeszcze potraktować w charakterze ironii dziejów XXI wieku, przychodzą jednak zza Alp wieści znacznie bardziej niepokojące. Otóż, jak z dumą donosił jakiś czas temu urząd sanitarny regionu Veneto, technologia opracowana przez tamtejszych specjalistów wykorzystywana jest do namierzania przez GPS osób, które nie zdecydowały się na przyjęcie tzw. szczepionki na COVID-19 nie posiadają stosownego „certyfikatu” przywracającego aktualność swobód obywatelskich.

Nasza mapa cyfrowa, stworzona kilka miesięcy temu w celu śledzenia osób z wynikiem pozytywnym na Covid, pozwala nam obecnie zlokalizować każdą osobę, która nie została jeszcze zaszczepiona – mówi dyrektor urzędu.

Jeszcze jakiś czas temu, gdy „teoretycy spiskowi” alarmowali, że zachodnia demokracja zmierza w kierunku Chińskiej Republiki Ludowej, można było dyskutować. Tajemnica lekarska, dobrowolność korzystania z metod leczenia? Zostawmy te archaizmy w kredensie historii i bądźmy spokojni, wkrótce cancel culture wszystko to uprzątnie.

Petrarca skowany

„Nibym wolny, a jednak ciężą mi kajdany” – pisał miłośnik Colli Euganei, Francesco Petrarca. W innym oczywiście kontekście, ale słowa te nabierają dziś nowego znaczenia.

Pokochałem Włochy i uznałem Veneto za swój drugi dom, ponieważ zachwycił mnie styl życia klasy średniej i jego harmonia z naturalnym krajobrazem. Wydawało mi się, że wolność jest dla Włochów jak powietrze. Miałem przed oczyma obraz italskiego gentlemana, który, schludnie ubrany, podjeżdża bez kasku pod sklep, zostawia swoją Vespę zaparkowaną na środku ronda, po czym wychodzi z otwartym piwem Peroni i jakby nigdy nic jedzie dalej… I nikt na niego nie trąbi, nikt też – okrom turysty – nie widzi w tym nic nadzwyczajnego…

Myślałem, że sfera rytuałów jest na tyle głęboko zakorzeniona w pokoleniowym systemie wartości, że stanowi jakiegoś rodzaju bastion przeciwko modnym kłamstwom i nadmiarowi państwowego interwencjonizmu. Jak się gorzko przekonałem, Italiano vero to archetyp zbyt powierzchowny, by stawić czoła nowej fali barbarzyństwa nadciągającej wraz z przyswojeniem chińskich standardów przez państwa upadającego Zachodu.

Libertà, quanti hai fatto piangere.
Senza te, quanta solitudine!

O jakiej wolności śpiewali Al Bano i Romina Power? Nie wiem, ale łączę się uczuciem z tekstem piosenki. Ile łez, samotności – dla tych, którzy sięgają do głębszych niż mądrość etapu definicji rzeczywistości…

Już nie wojna postu z karnawałem, ani najazd wąsatych bisurmanów – ale wraży wirus z Chin postawił Włochy na głowie. Zdjęcie: Filip Obara (karnawał w Wenecji 2014)

Manufaktura Marzeń – reaktywacja?

Snuję te przemyślenia w momencie, gdy upada jedyna realna nadzieja na przełamanie covidowego impasu – Konwój Wolności w Kanadzie. I tam zakorzenienie pojęć wolnościowych było zbyt słabe i zbyt uległe wobec agresywnej narracji władzy.

Znajomi namawiają nas na wspólny wypad na Santorini (podobno taniej niż nad polskim morzem)… „Pandemia” jest czasem weryfikacji praktycznie każdej życiowej decyzji. Dlatego, niezależnie od planów wakacyjnych, postanowiłem wrócić do zarzuconego wiele miesięcy temu bloga…

Reaktywacja – to może za duże słowo, ale pomyślałem, że warto. Moja przygoda z cygarami zaczęła się tu na blogu, po czym poniosła mnie do Szwajcarii oraz na Dominikanę, by w następnej kolejności zderzyć się z realiami Covida i polskiego rynku…

Pracuję obecnie jako dziennikarz i publicysta, z pisaniem zatem nie zerwałem. Ale wracam tutaj i nieco drżącą ręką przecieram kurz na okładce tego dziennika fascynacji, jakim był dla mnie blog Manufaktura Marzeń… Czy znów na dłużej go otworzę? Niech czas pokaże!

Pozdrawiam, Filip

Dotychczas w cyklu Nad wodami Lety ukazały się teksty:

2 myśli do „Nad wodami Lety [3/4]: Włochy oszalały!”

  1. Al Bano i Romina Power – pamiętam ten duet! Jako mała dziewczynka byłam zachwycona urodą Rominy, a utwory “Felicita” i “Ci Sara” wciąż pamiętam 🙂
    Cieszę się, że wróciłeś i podzieliłeś się swoimi przemyśleniami odnośnie tego, co się dzieje na świecie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.