Czy podróż marzeń musi być podróżą daleko? Północne Włochy – jeden dzień za kierownicą. Odpalam samochód. Promienie nadziei napełniają moje myśli. Droga przez Alpy. Niepostrzeżenie przekraczam granicę dwóch światów. Zew Adriatyku. Wjeżdżam w śródziemnomorski modus vivendi. Odpływają troski wschodniego życia. Moją Letą jest Bacchiglione…
Na motto cyklu Nad wodami Lety wybrałem cytat z książki Pawła Muratowa, Obrazy Włoch. Rosyjski pisarz potrafił doskonale uchwycić ducha regionu Veneto, kreśląc przy tym barwny i wnikliwy rys życia artystycznego w dawnej Wenecji. Jego słowa idealnie opisują stan, który towarzyszy mi, gdy odwiedzam północne Włochy. Zapraszam do wspólnej wycieczki poprzez zdjęcia i zapiski z podróży, którą odbyliśmy razem z żoną i pierwszym synem. Po wielu miesiącach bez urlopu, jadąc znów do Włoch, czułem, że budzi się we mnie życie…
„Pani zatankuje” – czeski film na stacji
Oddalając się na południe od Polski, wystarczy wjechać do Czech, żeby otrząsnąć się z ciężkiej atmosfery pośpiechu i frustracji. Zajechaliśmy na stację, żeby zatankować LPG. Nie ma samoobsługi, podobnie jak we Włoszech. Idę do kasy i pytam o gaz, po czym dowiaduję się, że „pani zatankuje”, ale… za dziesięć minut. Czy jest jakaś awaria, przerwa w dostawie gazu? Nie. Pani po prostu rozmawia ze znajomymi, którzy odwiedzili ją na stacji 😀
Przystanek w Wiedniu. Nocujemy u znajomych, a nazajutrz wypuszczamy się w miasto. Odwiedzamy Kunsthistorisches Museum. Ktoś powiedział, że bilety do tego miejsca powinny być tygodniowe, ale ja po dwóch godzinach zaczynam myśleć o kawie… Pijemy ją w kawiarni Freud. W Muzeum Freuda widziałem dwa cygara i dość sporo starożytnych obiektów z różnych kultur pozyskanych podczas dalekich podróży – drugiej, obok cygar, pasji twórcy psychoanalizy.
Rozpoznając po drodze kolejne miejsca, tyle razy mijane, czułem, że odnajduję siebie. Tego siebie, którego tu zostawiłem i o którym zapomniałem, żyjąc w innej rzeczywistości…
Nach Italien – rytuał przejścia
Do Włoch wjeżdżaliśmy późnym wieczorem. Zrobiłem dwa zdjęcia. Jedno tablicy jeszcze po niemiecku – nach „Italien”, a potem tablicy z gwiazdkami i budzącym tyle szczęśliwych wspomnień słowem „Italia”. W tamtym momencie dopełniło się doświadczenie symbolicznego przekroczenia granicy śródziemnomorskiej rzeczywistości. Wzruszyłem się myśląc o wrzuceniu tych zdjęć na Facebooka, co też niezwłocznie uczyniłem.
Wpadło nam do głowy, żeby ominąć płatną autostradę do Padwy. Internet przestał działać po przekroczeniu włoskiej granicy i byliśmy zdani na to, co było jedynym przewodnikiem naszych przodków – wyczucie przestrzeni i wskazówki napotkanych tubylców. Pod koniec drogi internet nagle się naprawił i GPS doprowadził nas do miejscowości Villa di Teolo w Colli Euganei, gdzie mieliśmy swoją wakacyjną bazę.
Serce północnych Włoch… Padwa
Nazajutrz wsiedliśmy do samochodu i, zjadłszy śniadanie w lokalnej kawiarence, udaliśmy się, by powitać naszą ukochaną Padwę. Tam spotkanie ze znajomymi, kawa przy piazza del Santo, Msza w bazylice. Nasze ulubione lody w La Romana. Spacer uliczkami. Przez Ponte Molino, w stronę Palazzo Maldura, gdzie dojeżdżałem rowerem na zajęcia z literatury. Potem lo spritz przy via Altinate. Same nazwy sprawiają, że na sercu robi się przyjemnie…
Serce mojego świata
Bije przy grobie Świętego
Widać chciał, by tak było
Zasiał tam
Ziarno mej wolności
Zgubiłem tam
Pąki i proch
Swego serca
Zbieram wśród uliczek
Sto razy schodzonych
Ziarno bólu rozrzucone
Panie, przy kapliczce
W zaułku powiedziałem
Oddziel to, co złe
Weź ból stąd ode mnie
Spod posadzki trupia czaszka
Zabierzesz go tu
Odpowiada
Mniej chcianą część siebie
Zostawiłem przed bramą Alp
Z południowym wiatrem
Puszczam widmo powrotu
Dziś wróciłem widmem
Szczęśliwszy
Stabilniejszy, ułożony
Nudny, jednostajny
Zależny
Chwila
Temu widmu jest dana
Przewieję proch szkieletu
Myśl świeżą
Nabiorę w kości po palcach
O mądrości podumam
Co utula oczy
O śnie pomarzę
Po życiodajnym winie
O poranku wczesnym
Bez zbędnego celu
Z rezygnacją mnicha
Co pod stopą żyłę złota
Za ścieżkę ma codzienną
Nie zna zysku
Jest, kocha
Taki wiersz przyplątał mi się, gdy otrzepywałem z butów kurz Północy…
Cykl Nad wodami Lety osnuty jest wokół zapisków robionych wieczorem, gdy wracaliśmy do urokliwego domu w Colli Euganei, uśpiliśmy dziecko i odpoczywaliśmy w salonie przy kieliszku wina. Dajcie znać w komentarzu, czy też macie zwyczaj pisania dziennika z Waszych podróży… 🙂
W cyklu ukazał się również tekst Nad wodami Lety: Zbierając szczęście wśród wzgórz.
Dziennika z podróży nie prowadzimy, ale lubimy sobie zawsze zrobić jakąś wyjazdową fotoksiążkę, by mieć wspomnienia pod ręką, na druku 🙂
Romantycznie,zwiewnie,nostalgicznie…
Rozmarzyłam się i przeniosłam w czasie do moich ukochanych Włoch.
Pięknie piszesz, ten tekst ma duszę, ma przesłanie.
Poetyckie zdjęcia dopełniają całości.
Będę czekac na kolejne części…
Co do pytania, to piszę dzienniki z podróży.
Pozdrawiam-)
Dziękuję za odwiedziny i komentarz! 🙂 W takim razie mam jeszcze jedno pytanie: piszesz elektronicznie czy na papierze? 😉
Może się zdziwisz, ale na papierze.W czasie podróży robię notatki, zapisuję nazwy miejsc w których jestem, nazwy potraw, które jem, nawet jaka jest pogoda. Nazbierało się tych kajecików. Do tego dochodzą wizytówki hoteli,w których spałam.Przyjemnie się potem to wszystko czyta i wracają wspomnienia…
O tak! Właśnie “kajet” – to jest słowo klucz! Ja od lat piszę na komputerze albo nawet w notatkach na komórce… Dopiero doświadczenie totalnego wyciszenia, jakie towarzyszy ceremonii degustacji cygara skłoniło mnie na nowo do pisania ręcznie… na razie na kartkach, ale muszę się rozglądnąć za jakimś estetycznym… kajetem! 😀
Gustownych kajetów jest pod dostatkiem. Zwracam uwagę na okładkę, na wygląd. Cenię sobie poczucie estetyki. Słowa nie zasługują, aby zapisywać je byle jak i byle gdzie.
Pisanie w kajecie to magia 🙂
Tak! Sam zapisałem takich kajetów kilkadziesiąt… Towarzyszyły mi w podróżach i w podróży przez codzienność – każdego dnia zapełniając się nowymi myślami, spostrzeżeniami, wierszami i cytatami. Gdyby istniał wtedy Instagram, to kajet byłby stałym gościem na moim feedzie 😉 No to mnie zainspirowałaś mnie do “kajetowej podróży sentymentalnej”! 😀
Tym razem i ja się wzruszyłam: dom na wsi, uliczki Padwy…łagodne wzniesienia, winnice Wzgórz Euganejskich…
Lubię takie podróże z odnajdywaniem siebie. Nieśpiesznie, w skupieniu nad każdym detalem. Coraz trudniej o takie doznania w świecie “Last Minute”. Miałam podobne doświadczenia podczas podróży w Toskanii. Generalnie lubię podróżować po Europie. Jest bezpiecznie i swojsko. A jednocześnie wciąż tyle można odkryć.
To prawda – nawet we Włoszech, wydawało by się, zjeżdżonych przez wszystkich wzdłuż i wszerz, jest mnóstwo miejsc mniej znanych, a posiadających swój niepowtarzalny urok 🙂 Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz!
Włochy są przepiękne. Też mnie zawsze ujmuje ich “nieśpieszny” styl życia 🙂
Tekst wręcz ocieka nostalgią.
Myślę, że powinieneś się zastanowić, nad przeprowadzką do Włoch na emeryturę.
Czekam na kolejne wpisy.
Pozdrawiam
Ha ha! Coś w tym jest 😉 Ale cel jest taki, żeby w miarę rozwoju Manufaktury nostalgii było mniej, a więcej… spełnionych marzeń 😀 Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!
“Dzienniki z podróży” – szczególnie do Włoch – mają długa tradycję Gregorovius, Muratow, Goethe, Herbert, Byron, w końcu też dzienniki Herlinga są zapisem “podróży” geograficznej i intelektualnej. Malarskość krajobrazu, uroda życia, zbiory sztuki i malarstwo jako cel podróży to wszystko jest takie włoskie. Przywołany tu Bellini zachęcił mnie do wpisu. Jego malarstwo jest zapisem “carpe diem”, także tego mistycznego, religijnego. Sam nie prowadziłem “kajetów”, a szkoda bo podróży do Italii było już ponad 20. Ale na szczęście tym zapisem są dla mnie liczne zdjęcia. To lubię w postach Filipa (gratulacje!) – staranność tekstu plus uchwycona na zdjęciach uroda odwiedzanych miejsc. Gdzieś w tle – jednak – melancholia przemijania uchwyconej chwili.
Dziękuję za cenny komentarz i bardzo się cieszę, że to właśnie Belliniemu go zawdzięczam! 🙂 Do plejady piszących o Veneto dodałbym Shakespeare’a (akcja Taming of the Shrew dzieje się w Padwie, choć nie ma dowodów, że sam Mistrz był we Włoszech) i mało znanego angielskiego poetę Roberta Browninga, który w Veneto spędził ostatnie chwile życia i zmarł w domu swego syna w Wenecji (w budynku tym znajduje się obecnie Muzeum Sztuki Weneckiej XVIII wieku). Wiersz o Colli Euganei napisał też Shelley (Lines Written among the Euganean Hills). Pozdrawiam serdecznie i życzę kolejnej pięknej podróży do Włoch – tym razem z kajetem! 😉
Mam pewną słabość, to notesiki, pełne moich podróżnych zapisków. Może jednak bardziej powinnam je zmodyfikować i zamiast zapisywać tylko nasze kroki, nazwy miejsc powinnam tak jak Ty skupić się na myślach, uczuciach, emocjach. Dziękuje za piękną podróż do Padwy.