Julius Caeser płynie na Dominikanę!

Diamond Crown Julius Caeser Robusto (J.C. Newman Cigar Co.)

Po podróży sentymentalnej we wpisie o dziadku, czas na nową wycieczkę na falach dymu. Cygaro Diamond Crown Julius Caeser powstało na Dominikanie dla uczczenia założyciela najstarszej w Ameryce rodzinnej wytwórni cygar – J.C. Newman. J.C. z pochodzenia był naszym Cesarsko-Królewskim pobratymcem, urodzonym na Węgrzech. Zapraszam do podążenia śladami karaibskiego smaku, a przy okazji do zajrzenia w annały rodzinnych archiwów, którymi podzielili się ze mną spadkobiercy Juliusa Caesera Newmana!

Diamond Crown Julius Caeser Robusto (4 7/10 x 52)
Wrapper: Ecuadorian Havana
Binder: Dominikana
Filler: Karaiby i Ameryka Centralna

Przed odpaleniem powonienie rozpływa się w kakaowej rozkoszy – gorzkiej z kremowym dotknięciem z wrappera i uderzająco słodkiej ze stopy. Po odpaleniu czuć drzewny aromat, a w ustach smukluteńkie kakao, na finiszu przechodzące w czekoladę. Zaczyna się zatem kakaowo-czekoladowym uderzeniem, ale zaraz smak wzbogaca się o subtelne akcenty drzewne. Cygaro spędziło dwa lata w moim humidorze, na czym i balans i słodycz tego maduro na pewno zyskały!

Kwiat Antyli w butonierce C.K. emigranta

Zastanawiacie się pewnie, czy założyciel marki J.C. Newman został ochrzczony jako Juliusz Cezar… Bynajmniej! Przybywszy jako nastoletni imigrant do Stanów Zjednoczonych stanął przed urzędnikiem, który koniecznie chciał wypełnić rubrykę „drugie imię”. A że Juliusz drugiego imienia nie posiadał, to urzędnik pozwolił sobie na żart, który przeszedł następnie do historii, dopisując „Caeser” (z literówką, która prawem zasiedzenia pozostała już przed nazwiskiem, ale co tam, w Ameryce można przecież nosić dowolne imię, jakie podpowie wyobraźnia!).

Gdy młody imigrant z Cesarsko-Królewskich Węgier postanowił zostać producentem cygar, oczywistą destynacją była Kuba. Oczywistą i wymarzoną…

J.C. z rodziną. Na dole Millard i Stanford. Ten drugi miał pociągnąć dalej cygarową schedę po ojcu.

Smak ewoluuje w kierunku uwydatnienia kremowości. Mleczna czekolada, ale taka, jakiej nie kupimy w sklepie. Bez cukru, bez dodatków, z naturalną słodyczą wyssaną z gleby – najlepszej matki wykwintnych smaków.

Taka podróż, jak to w cygarach, wymaga czasu. A i czasy były wtedy inne, podróże trwały dłużej. Na rodzinnej nawie Newmanów płynie Julius Caeser, będąc sobą, choć już nie we własnej osobie. Stanford, Eric, Bobby, Drew – oni kolejno przejmują stery.

Stanford Newman
Bobby i Eric Newmanowie…
… i obecni właściciele w komplecie: od prawej Bobby, Eric i Drew.

A propos jakości wyczuwalnej w smaku (bo jakość to nie tylko równe spalanie i dobry ciąg!), uświadomiłem sobie, że wypaliłem pierwszą tercję i nawet nie pomyślałem, żeby wziąć łyka wody – tak czysty posmak zostawia cygaro. Piękny, elegancki, zbalansowany, dominikański profil!

Nawa Newmanów płynie poprzez tercje i pokolenia

Jak pisał Słowacki „dziś was rzucam i dalej idę w cień – z duchami”, tak ja rzuciłem przyziemne sprawy i wypuściłem się w rejs z Newmanami, kontynuującymi życiową podróż swego cygarowego protoplasty.

Stanford, Eric i Bobby na plantacji tytoniu. Po aneksji cygarowego przemysłu przez komunistyczny rząd Kuby rodzina Newmanów, podobnie jak inni producenci, rozpoczęła poszukiwanie nowych regionów upraw i nowych horyzontów w tworzeniu cygar. Tak powstały marki J.C. Newman w Nikaragui (takie jak Brick House czy Perla del Mar) i na Dominikanie (Diamond Crown czy Cuesta-Rey – produkowane we współpracy z rodziną Fuente).
El Reloj – odrestaurowany z okazji 125-lecia budynek fabryki J.C. Newman. Tampa, Florida.

W drugiej tercji rozwijają się drzewne akcenty przełamane jakąś przyjemną świeżą nutą – coś na pograniczu kwiatów i owoców… Nos uwydatnia owocowy profil. Obstawiam borówkę amerykańską.

Jest w tym smaku coś lekkiego, letniego i beztroskiego. Jest w nim polot dawnych czasów, gdy American Dream tchnął ciągle swoją dziewiczą świeżością. Jest otulona niegasnącym słońcem fascynacja młodego przybysza, który eksploruje naturalne bogactwo terroir w poszukiwaniu wymarzonego smaku.

Zanim wyruszyli w podróż cygarową… Stanford (z prawej) i Millard po powrocie ze służby wojskowej. Na środku J.C.
Jaki ojciec, taki syn. Eric Newman, wraz z bratem Bobbym, poszli w ślady ojca i dziadka.
Drew Newman, czwarte pokolenie w najstarszej, wciąż działającej, wytwórni cygar w Ameryce.

Na ogólnie ciemnym profilu pojawia się jaśniejszy drożdżowy akcent. Miłe wzbogacenie u progu trzeciej tercji!

Nawa dobija do brzegu

W finałowej tercji moc zwiększa się, co często przeszkadza mi w cygarach, ale tu smak zachowuje subtelność i elegancję, przynosząc jedynie nowe, ciemniejsze akcenty. Kakaowo-czekoladowy profil pogłębia się, nabierając skórzanego wyrazu.

Wraz z mocniejszym smakiem w trzeciej tercji przychodzi refleksja o rodzinnym dziedzictwie stojącym za cygarem Julius Caeser. Profil dojrzał, jak dojrzewają pokolenia, nie tracąc nic z pierwotnej, młodzieńczej elegancji, wyczucia smaku i amerykańsko-karaibskiej swady.

Z satysfakcją kończę rejs na statku rodziny Newmanów. Na końcu wraca jeszcze trochę kremowości – to jasny kapelusz Panama na głowie sędziwego J.C., którym skinąwszy, wesoło i grzecznie żegna mnie, niespodziewanego gościa na tym pokładzie. Schodzę na ląd, machając na pożegnanie i, czując aromat dogasającego cygara, obserwuję horyzont, za którym już czekają nowe cygarowe przygody!

Jak wiadomo, w przemyśle cygarowym żyje się długo. Na zdjęciu Bobby i Eric ze Stanfordem, który dożył pięknego wieku lat.
El Reloj – siedziba Amerykańskiego Snu rodziny Newmanów.

Zdjęcia cygara: Filip Obara
Zdjęcia archiwalne dzięki uprzejmości firmy J.C. Newman

Zapraszam do lektury tekstu inspirowanego cygarem Perla del Mar.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.