Rytuał i droga mężczyzny

Golisz się brzytwą? Pozwalasz, by choć raz dziennie aromat herbaty oczyścił Twój umysł z niepotrzebnych myśli? Jakie są Twoje rytuały codzienności i co wnoszą w Twoje życie? Tym razem zapraszam do lektury tekstu gościnnego. O pasowaniu się z rytuałami i kształtowaniu tożsamości przez współczesnego mężczyznę pisze copywriter i bloger Robert Wąsik. 

Tekst napisał autor bloga www.robertwasik.pl. Robert szukał inspiracji i chciał sprawdzić się w czymś nowym, więc poddałem mu temat  rytuały codzienności. Zobaczcie sami, co z tego wyszło 🙂

Dylemat mężczyzny

Mija się z prawdą, kto uważa, że XXI wiek daje mężczyznom swobodę wyboru tożsamości. Współczesność raczej przytłacza i utrudnia zbudowanie charakteru oraz wypracowanie tożsamości rozumianej jako trwały układ wartości. W kulturze funkcjonują wzorce, które przedstawia się chłopcom i mężczyznom, jakby mieli do wyboru jedną z wielu dróg, które się nie krzyżują, więc nie można przejść z jednej na drugą.

Odrzucenie ideałów

Pierwszym krokiem na drodze do ustalenia własnej tożsamości jest – będę bronił tej tezy – odrzucenie wyuczonych ideałów. Próba skopiowania cudzej tożsamości, cudzego charakteru i cudzej hierarchii wartości jest ograniczeniem. Każda osoba, z którą się spotykałem, coś we mnie zostawiła: niektórzy jezioro szczęścia, inni bolesną zadrę. Ale z czasem wszystkie one stały się składową charakteru. Zamiast spiżowego pomnika, kiedy zaglądam w głąb siebie, widzę raczej wielokrotnie łatanego pluszowego misia.

Polubić wewnętrzną maskotkę

Moja tożsamość nie przypomina wyidealizowanego obrazu z legendy, opowieści ani wygładzonej karty historii. Jest wręcz karykaturą, a ja muszę z nią żyć. To mogłoby być trudne, gdybym wierzył, że taka połatana tożsamość – będąca wypadkową przeżyć, wierzeń i wartości – jest gorsza. Mam graniczące z pewnością przekonanie, że tożsamość większość mężczyzn wykształca już w wieku chłopięcym, ale wnet przychodzi pora na porównanie się do ideałów i tę tożsamość trzeba odrzucić.

Rytuał i droga mężczyzny - Manufaktura Marzeń
Zdjęcie: Erwin Gałan

Potęga rytuałów

Jeśli jednak tożsamość zbudowała się samoistnie, to trzeba nauczyć się z nią żyć. Trzeba ją rozpoznać, stać się jej świadomym. Trzeba tę tożsamość polubić, żeby móc ją kształtować. Temu służą rytuały. Każdy mężczyzna ma w swoim życiu czynności, które z powodzeniem mogłyby do tego miana pretendować, ale tak ich nie nazywa, bo część z nich wypada blado w zestawieniu z przerysowanymi ideałami.

Które przyswoiłem?

    • Golenie. Jeszcze kilka miesięcy temu nie dałbym się przekonać reklamowemu sloganowi, że golenie będzie najmilszą chwilą poranka. Stało się to jednak dzięki maszynce na żyletki. Zamiast maszynki systemowej, sięgnąłem po bardziej tradycyjne narzędzie. Nie czuję się dzięki temu lepszy, uprzywilejowany, ale zaczynam postępować uważnie. Ta czynność ma swój rytm: wyrabianie piany, jedno golenie, drugie nałożenie piany, drugie golenie, spłukanie twarzy lodowatą wodą. Nie staję się dandysem od tego, że nie mam zacięć i podrażnień, a broda rośnie tam, gdzie sobie tego życzę.
    • Herbata. Wybieram herbatę, nie kawę. Na dobrą sprawę w filiżance mogłaby znaleźć się nawet woda. Dwadzieścia minut niczym niezmąconego poranka – bez telefonu, bez gazet, bez snucia planów i rozpamiętywania wczorajszego dnia. Staram się wychwycić każdą nutę smaku i każdą woń unoszącą się z filiżanki. Staję się obecny. Uświadamiam sobie ciężar filiżanki w dłoni, jej ciepło i kształt.
    • Rower. Nie codziennie, ale w miarę często. Rower zresztą na tyle tani, że wzbudza uśmiechy politowania mijanych „zawodowców”. Ale jednak mój. I nie chodzi o rozwój fizyczny – chodzi o przepracowanie pewnych myśli, o skupienie się na drodze, na kamieniach i korzeniach. Dla mnie to nie trening – to właśnie rytuał. Czynność, która porządkuje dzień, która w jakiś sposób pozwala uporządkować również wnętrze.
    Jakie rytuały codzienności ma współczesny mężczyzna? Manufaktura Marzeń

    Których nie przyswoiłem?

    Mam problem z poradnikami dotyczącymi rytuałów. Wszyscy autorzy serwują mi gotową listę tego, co powinno stać się moim rytuałem. W te najbardziej oczywiste zachęty nigdy nie wierzyłem, ale zainspirował mnie mimochodem Ferenc Máté swoim Prawdziwym życiem. Zapragnąłem spróbować wina ze szczepu Sangiovese. Dziwna chęć jak na abstynenta, ale przekonało mnie wyobrażenie, jak sączę wino przy pisaniu jakiegoś artykułu… Postanowiłem odwiedzić sklep. Tak naprawdę oznaczało to odwiedzenie wiele sklepów i próbowanie wielu win z różnych winnic: od takich za piętnaście złotych, po te za kilkaset. To jednak nie było to. Podobną próbę przeprowadziłem na naprawdę dobrych – w opinii znawców – piwach. Wszystkie te trunki ostatecznie znalazły jakieś zastosowanie kulinarne, a ich degustacja nie stała się rytuałem.

    Wizja nadal jest kusząca: ciepłe słońce południa, chwila ciszy i kieliszek wina. Wiem jednak, że ten rytuał, poza nęcącym obrazem pod powiekami, nie ma u mnie szans. Zostałem przy czerwonej herbacie, ale też nie oddałem się jej bez reszty. I to właśnie sytuacja, w której wygrałem najwięcej: mając wypracowany wzorzec rytuału, nie zastosowałem go, ponieważ mi nie odpowiadał. To bardzo ważna umiejętność: nie można przyjmować każdego rytuału, nawet jeśli nie ma w nim niczego złego ani odpychającego. Nie każdy rytuał pasuje każdemu, a wytwarzanie zwyczaju na siłę nie ma żadnego celu. Kiedy więc ktoś mówi, że rytuał jest ci niezbędny, to wiedz, że nie ma racji.

    Ferenc Mate - dom i winnica
    Ferenc Máté to Węgier, autor książek i producent wina, który wyjechał do Włoch, by spełnić swój “toskański sen”. Na zdjęciu odrestaurowane przez pisarza i jego żonę XIII-wieczne opactwo w Montalcino, gdzie znajduje się ich dom wraz z przyległą winnicą.

    Tylko i aż symbole

    Rytuały nie mają żadnego konkretnego celu. Nie podejmuje się ich z myślą o gładkiej skórze, silnych mięśniach czy intelektualnym rozwoju. W każdym przypadku chodzi o poświęcenie codziennym czynnościom niecodziennej uwagi. To uczy patrzenia na świat z perspektywy własnych wartości. Rytuałem może być wszystko: od spisania porannych myśli, po wieczorną szklaneczkę whisky. Od codziennej higieny, po woskowanie samochodu. Każdy rytuał to symbol, a jednocześnie wyraz dbałości o to, co udało się osiągnąć.

    Dylemat znika

    Największym wyzwaniem, przed jakim staje mężczyzna, jest porównanie wypracowanej tożsamości do wzorca społecznego. A temu można sprostać dość łatwo: odrzucając z góry wszystkie oskarżenia o zniewieścienie. Mężczyzna wąchający kwiaty nie jest niemęski. Poeta nie jest „babą”. Jest mężczyzną, w którego hierarchii wartości estetyka zajęła wysokie miejsce. Niezbyt bogaty młodzieniec szukający lnianej marynarki na lato nie jest próżnym dandysem – jest kimś, kto chce sprawiać radość innym, a przy okazji sobie. Podstawowym wyznacznikiem męskości jest stabilność. Możesz wypracować dowolne cechy charakteru – tak długo, jak będziesz ich bronił, będziesz mężczyzną. Twoja tożsamość nie podlega negocjacjom, nie jest labilna, a jedyną osobą, która może świadomie ją zmieniać, jesteś ty sam. Ja wychodzę z tego założenia od lat i wydaje mi się, że to najlepszy sposób na zbudowanie własnej osobowości.

    Twoje rytuały

    Kluczowym wymogiem odnośnie rytuałów jest ich zwyczajność. To codzienne, najpowszedniejsze czynności, którym nadaje się większe znaczenie. To może być poranna modlitwa, pocałunek albo zwyczajne wyjrzenie przez okno z „to będzie piękny dzień” na ustach. Jestem przekonany, że masz takie czynności w swoim życiu. Każdy je ma. I warto zwrócić na nie większą uwagę, ale bez całego „samorozwojowego” zadęcia, jakie czasem temu towarzyszy.

    Rytuały mogą wiele zmienić, ale przypisywanie im mitologicznej mocy nie ma sensu, prowadzi tylko do ośmieszenia samej idei uważności, z której przecież rytuały wyrastają. Nie chodzi w nich o to, żeby wkomponować w swoje życie obce zwyczaje, nie chodzi o to, żeby własnym przypisać nadprzyrodzoną moc, ale tylko i wyłącznie o to, aby zwracając uwagę na niektóre codzienne czynności, uczynić z nich coś więcej, niż tylko monotonny i banalny nawyk bądź przymus.

    Rytuały codzienności - Manufaktura Marzeń

    Dajcie znać w komentarzach, jakie są Wasze rytuały codzienności 🙂

17 myśli do „Rytuał i droga mężczyzny”

  1. Po raz pierwszy mam przyjemność komentować czyjś tekst na swoim blogu 😀 Po pierwsze dziękuję Ci za inicjatywę! Poza tym myśli mam dość sporo… Pytanie, czy romantyka rytuału (ta, o której piszesz, że spoczywa bezpłodnie pod powiekami) nie jest czasem bardziej nęcąca niż sam rytuał? Spełniając rytuał, chcąc nie chcąc, zderzamy się z rzeczywistością, coś nam przeszkadza, sami nie potrafimy wykrzesać z siebie dość uwagi… natomiast “pod powiekami” rytuał pozostaje idealny 🙂 Ponadto z całą subtelną mocą herbacianego aromatu trafia do mnie obraz celebrowania porannej filiżanki, a przede wszystkim to, jak prowadzisz myśl o kształtowaniu męskiej tożsamości – od dylematu, poprzez rytuał, aż do rozwiązania 😉 No i na koniec dziękuję – może nawet za to najbardziej? – za tak klarowne przedstawienie idei, która koresponduje z działem Manufaktury – “Rytuały codzienności”! 🙂

  2. Wyprawić dzieci do przedszkola. Banał ale czasem zmiany w pracy nie pozwalają mi długo z Nimi siedzieć rano. Dlatego budzę ich wcześniej i upajam się chwilami na cały dzień z Nimi

    1. Podążając za myślą autora, istotą rytuału jest uważność. A co może być cenniejszego niż uwaga poświęcona dzieciom? 🙂 Powiem nawet, że jest to piękne, bo mam wrażenie, że w codziennych rytuałach odcinamy się zazwyczaj od wszystkiego, żeby się wyciszyć i pobyć sami ze sobą, a tu proszę – rytuał polegający na czymś wręcz przeciwnym, na byciu dla kogoś i to byciu – wiem z doświadczenia – wymagającym 😉

  3. Czytając ten wpis, uświadomiłam sobie, że i ja mam codzienne rytuały. Bardzo banalne, ale potrafią mnie wyciszyć, zatrzymać w biegu.
    Rano szklanka wody z cytryną. Codziennie.
    Nie pijam kawy. Pijam herbatę i nie jest to zanurzenie torebki we wrzątku. To celebracja. Przygotowanie i delektowanie się każdym łykiem. Dwie łyżeczki green gunpowder wsypuję do specjalnego pojemniczka. Do szklanego dzbanuszka nalewam wrzącą wodę, dodaję płatki świeżego imbiru, plasterki świeżej kurkumy i kilka listków świeżej mięty.Kiedy woda troszkę przestygnie, zanurzam w nim pojemniczek z herbatą, czekam i patrzę na tę piękną,
    kolorową kompozycję. Herbatę pijam ze szklanej filiżanki i zawsze chcę, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
    Potem znowu banalnie… orzeszki włoskie, laskowe, migdały, pestki dyni, sezam, ziarenka lnu, suszone śliwki zalewam wodą i jem z pięknie ozdobionej miseczki.
    Bardzo wycisza mnie oglądanie zdjęć i czytanie wspomnień z podróży. Codziennie znajduję czas, aby to robić. Czytanie książek.
    Sporo mam takich rytuałów w ciągu dnia, choćby otulenie się wonią kilku kropel pięknych perfum. Jestem ich kolekcjonerką. Moje ulubione to amouage ubar.
    Zwyczajne czynności, a potrafią zmienić dzień.
    Pozdrawiam-)

  4. Dziękuję za odwiedziny i komentarz! 🙂 Nie wiem, czemu, ale jakoś szczególnie intensywnie przemówił do mnie obraz Twojego rytuału perfumowego… 😉 Jest w nim coś nader – i dosłownie – ulotnego… Każdy rytuał ma w sobie ulotność, tak jak ulatuje aromat herbaty, jak ulatuje w eter codzienności bardziej znaczący uśmiech, jak ulatuje słowo, które współgra z wyjątkową chwilą… A jednak wszystko to w nas zostaje i nas kształtuje… Może właśnie na tym polega magia rytuałów?

    1. No tak, picie herbaty zbyt przyziemne. Chociaż każdy patrzy na mnie jak na dziwaczkę, kiedy opowiadam o tym imbirze, mięcie i kurmumie.No i jeszcze o zielonej, sypanej herbacie.

      Tak, każdy rytuał ma w sobie ulotnośc, nawet otulanie się wonią perfum. Perfumy wybieram w zależności od nastroju, od tego , kim chcę byc w danym dniu…czy femme fatale, czy księżniczką na ziarnku grochu, syreną na brzegu morza, silną kobietą…a może zmysłową?
      Zapach, jakim się otulamy, te kilka kropel wystarczy , jaki bedziemy miec dzień, jak się będziemy zachowywac, jak będziemy innych odbierac. To jest magia.Uwielbiam Chanel nr 5, wystarczy na sobie nie miec nic innego.

      Kiedy jestem w Australii, w każdy czwartek jadę po świeże ostrygi. Patrzę jak specjalnym nożem rozłupuje się świeże muszle.Kupuję zwykle dwanaście sztuk, skrapiam cytryną i wkładam do ust, są pachnące i chrupiące.Jedzenie ostryg jest jak poezja.Do tego schłodzone sauvignon blanc . Rytuał powtarzany co tydzień, aż do wyjazdu i tęsknota za powrotem do tego pięknego kraju.

      Wszystko to w nas zostaje na zawsze…

      1. Wow! 😀 Jak zwykle barwnie, aromatycznie, pachnąco… Dziękuję! :-* Bynajmniej nie bagatelizuję herbaty (nota bene, czytałaś może “Księgę herbaty” Kakuzo Okakura?), a herbateizm zajmuje ważne miejsce w filozofii (to się chyba nazywa dziś “thinkstyle” :-P) Manufaktury. Po prostu te perfumy jakoś mnie urzekły! 😉 Co do owoców morza, to moim wspomnieniem jest świeża, gotowana ośmiornica, kupiona na Piazza delle Erbe w Padwie – nie tak egzotycznie, ale również smacznie i sentymentalnie 😉 Pozdrawiam!

        1. Czytałam “Księgę herbaty”-)
          Dzisiaj skropiłam się kroplami Issey Miyake- L’eau D’issey. To też z półeczki moich ulubionych.
          Czytałeś “Wielką księgę perfum” Fabienne Pavia?
          Polecam…
          Co do ośmiorniczek, w tym roku odkryłam w Toskanii carpaccio z ośmiorniczek, pychota-)
          Pozdrawiam!

  5. Kiedyś zastanawiałam się nad tym czy rytuały przydadzą mi się w życiu i właśnie poprzez nie nauczyłam się szacunku do siebie, drobnych małych momentów dla siebie samej. Taka mała rzecz jak kawa wypita o poranku, wcześnie gdy wszyscy jeszcze śpią a ja mam swoją chwilę prywatności. Wtedy najczęściej zaglądam przez okno, spoglądam na niebo. Planuję swój dzień, smakuję chwilę

    1. Takie chwile również uważam za bezcenne! Jak uda mi się wstać nie budząc nikogo, to nawet krótka chwila z własnymi, budzącymi się myślami ma niesamowitą pełnię. Jak do tego dojdzie jeszcze kawa… to jestem w raju 😀

  6. To jeden z “tekstów uwalniających” jak pozwalam sobie mówić na niektóre treści. Otóż Twój tekst pozwala poczuć się dobrze z tym kim jestem. Jestem facetem, nieidealnym, ale charakterystycznym.

    Podoba mi się to, że nie powielasz tutaj utartych pseudo – złotych rad “jak żyć, żeby było dobrze”. Nie jesteśmy stworzeni od linijki. Każdy ma swoje doświadczenia, własną historię, blizny…

    A jeśli chodzi o rytuały, to u mnie króluje kawa. Ale parzenie kawy u mnie to proces od wyboru ziarna (pierwszy aromat), mielenia (drugi aromat) po parzenie (trzeci aromat) i degustację. Najlepiej w samotności, w pustym pokoju w budynku mojego biura. W słuchawkach smooth jazz i kontemplacja.

    Dzięki

    1. Twój opis rytuału kawowego to miód na moje serce! Wprawdzie ziaren codziennie nie dobieram, bo zazwyczaj jest to złota Lavazza, ale trzy etapy aromatu to również moje doświadczenie rytualne 😉 No i ten moment, który opisujesz – siedzenie we własnym pustym biurze – tylko Ty i kawa… Po prostu marzenie! 😀

  7. Tekst bardzo do mnie trafił. Szczególnie fragment o jeździe na rowerze Jeżdżę cały rok. Rower jest moim przyjacielem. Pomaga mi kiedy mam słabszy dzień, ale też wsiadam na niego, kiedy tryskam dobrą energią. Mam rower miejski, którym zaliczam ścieżki leśne i tereny , które co niektórzy mogą zaliczyć dla rowerów górskich. Śmigam na nim wszędzie. Moim codziennym rytuałem jest poranne śpiewanie mantr.

    1. Myślę, że rower ma tę niesamowitą moc, że potrafi być jednocześnie codziennym środkiem lokomocji i rytuałem… Moje najpiękniejsze wspomnienia rowerowe, to rok spędzony w Padwie. Wyłącznie na rowerach zjeździliśmy miasto wzdłuż i wszerz, tam rower jest elementem lifestylu, z którym bez problemu można nie rozstawać się przez cały rok. A to moje ulubione rowerowe zdjęcie z Padwy:
      https://www.instagram.com/p/BqnUjRMHKES/

  8. Rytuały – tak! W zmiennym i rozpędzonym świecie one nadają nam poczucie stabilizacji, stałości.
    Trochę jednak przykro czytać o kimś, kto utożsamia się z połatanym misiem. Sądzę raczej, że człowiek, który patrzy na świat z wrażliwością estety, nosi w sobie marmurowy pomnik, a każde trudne doświadczenie to szlif chropowatą powierzchnią, która nieforemną bryłę zamienia w arcydzieło na miarę Berniniego.

  9. Patrycjo! W tym, co piszesz jest odwaga ideału i to mi się podoba. Ten miś to pewna figura, której ja sam nie chciałbym używać jako dominanty w określaniu tożsamości i w tym sensie bliżej mi do Berniniego, a przynajmniej do Tiziano Aspettiego 😉 Ale czy każdy z nas może powiedzieć, że nie ma – gdzieś – czasem – w sobie takiego misia…?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.