San Lotano Connecticut (robusto)
Smaki i aromaty cygara San Lotano Connecticut, oscylujące wokół odcieni drzewnych i mlecznych, w sposób jak zawsze nieoczekiwany, przeniosły mnie w czasie i przestrzeni. Zapraszam do lektury drugiej recenzji w nowym dziale Dziennik cygarowych inspiracji – wzbogaconej o element podróży do miejsc z czasów dzieciństwa.
Okazuje się, że San Lotano Connecticut – cygaro stworzone przez wytwórnię AJ Fernandez – jest kolejnym przykładem nawiązania do tradycji przedcastrowskiej Kuby. Marka o tej samej nazwie była własnością dziadka Abdela J. Fernandeza, zanim rodzina została wygnana z Kuby.
Cygaro stanowi ciekawą mieszkankę tytoniów z Nikaragui, Dominikany i Hondurasu wraz z liściem okrywowym typu Ecuadorian Connecticut. Degustacja rozpoczyna się wyjątkowo smukłym, a zarazem pełnym w swojej niewielkiej mocy, smakiem. Jest on kremowy, wpadający momentami w bardzo słabą kawę z mlekiem, a zaraz w samo mleko. Szczególnie ciekawa jest kawa, która zwykle występuje w cygarach o ciemniejszym liściu okrywowym. Przewija się też drzewna nuta, ale nienarzucająca się, coś jak powiew świeżego drewna… gdy podczas spaceru po wsi przechodzimy koło tartaku.
Wycieczka po drogach samotności…
Pamiętam taki tartak z wyjazdów z rodzicami do Jurgowa. Ta mała wioska, z wąskimi – tajemniczymi dla mnie – uliczkami była jak świat zamknięty w niedługim, sielskim poemacie. Moje wspomnienia osnute są wokół dosłownie kilku obrazów. Króluje w nich rzeka Białka, usłana kamieniami, ciągnąca swe rwące nurty przez ziemie Podhala. Mały kościółek wiejski z furteczką wychodzącą na pole. Jak pięknie wyglądało to pole zroszone niegroźną letnią mżawką. Domki z balkonikami, droga prowadząca na Słowację, stogi siana – nie te okrągłe zwijane przez kombajn, ale te prawdziwe, widłami narzucane na pal.
Zapach lasu, jagody i poziomki zbierane wśród iglastych drzew. Samotne spacery, na tyle, na ile jako dziecko mogłem odejść sam – po ścieżynkach leśnych przy skarpie zwieszającej mech nad nurtem Białki; lub skacząc po kamieniach wystających z wody w odnodze rzeki, gdzie nurt zatrzymał się tworząc długą na kilka metrów enklawę pod osłoną drzew. Myślę, że tam nauczyłem się kochać samotność. Zafascynowany przemierzałem jej ścieżki, ciesząc się z każdego kamyka, spojrzenia w pusty krajobraz i z każdego podmuchu wiatru.
Ja odpłynąłem z nurtem wspomnień, ale smak cygara… trzyma się ziemi, jeżeli mogę tak rzec. Pojawiają się nuty ziemiste, wręcz delikatny posmak trawy – przy wydmuchaniu nosem, przechodzącej w aromat przypominający rozgrzane słońcem siano. Bardzo „letnie” cygaro – jak lato na wsi. Smak jest smukły, ale nieskomplikowany, właśnie – jak wspomnienie dzieciństwa.
W drugiej tercji mocy troszkę przybywa, a kremowość przechodzi w tło na rzecz profilu oleisto-drzewnego oraz bardziej wytrawnego. Co ciekawe, w cygarze nie odnotowałem słodyczy – jedynie trochę w aromacie, pobrzmiewającym trzcinowością i może trochę w tle innych smaków, takich jak mleko.
Potwierdza się jednak moje przekonanie, że (jak dotąd!) nie jestem miłośnikiem liścia okrywowego typu Connecticut – z wyjątkiem linii My Father. Jest on owszem bardzo smukły i wysokiej jakości (stąd ceny dość wysokie jak na jasne, niezbyt mocne cygara), ale ma w sobie charakterystyczną ciężkość, czy wręcz tłustość – momentami staje się oleisty, co w połączeniu z kremowością daje dość dziwny efekt. Dlatego wolę wrappery typu Habano, San Andrés (on na pewno będzie pojawiał się w recenzjach!), czy choćby Sumatra.
Rekomendacja
W cygarze czuć dobrą jakość i było dla mnie zarówno przyjemne, jak i inspirujące, ale nie ujęło mnie na tyle, żebym chciał je powtarzać. Natomiast bardzo chętnie będę eksplorował inne pozycje z portfolio AJ Fernandez (myślę, że zacznę od Bellas Artes). Dla miłośników pokrywy Connecticut – na pewno must-try.
Na koniec jeszcze trochę zdjęć z Podhala (niestety z samego Jurgowa mam niewiele!):
Zapraszam do Strefy konesera!
Czytając Twoje wpisy (recenzje) odczuwam relaks. Poza tym, że są fachowe to ponadto bije z nich – określiłbym to w ten sposób – spokój, pasja, jakaś taka nostalgia.
Bardzo miło się czyta…
Poniżej wklejam link do forumowych recenzji tego cygarka, gdzie między innymi znajdziesz kilka słów ode mnie o tym cygarze.
Dzięki za komentarz! Chętnie poczytam 🙂 A relaks to zasługa cygara, ja jestem tylko pośrednikiem w przekazywaniu tych wrażeń 😉
Serdeczne pozdrowienia!
http://forum.cigaraficionado.com.pl/san-lotano-connecticut-vt5961.htm
Świetnie się czyta Twoje teksty. Do tego te zdjęcia ♥️ Udało Ci się wznieść recenzje cygar na kolejny poziom – doskonała robota
Dziękuję! Bardzo mi miło czytać Twoje słowa i cieszę się, że taka forma trafia do miłośników cygar!
Piękne zdjęcia, czuję to miejsce.
Miło Cię widzieć, Moniko! Cieszę się, bo te okolice mają dla mnie niepowtarzalną magię!
Jedno z moich ulubionych cygar w jasnej okrywie.
Udowadnia, że delikatna moc, nie oznacza ubogiego smaku. Mimo, że osobiście przeważnie preferuje mocniejsze cygara
Wpis jak zawsze na poziomie!
Pozdrawiam.
Zgadzam się, Michale! Choć moim faworytem jest jak na razie My Father Connecticut, ale będę dalej eksplorował ten rodzaj cygar – w humidorze czekają Alec Bradley American Classic Blend, La Flor Dominicana Suave i Padrón Damaso 🙂
Kolejna świetna recenzja okraszona wspaniałymi zdjęciami naszych pięknych GÓR.
Oby tak dalej 🙂
Dziękuję za zachętę! To naprawdę ważne, bo widzę, że jest dla kogo pisać! Już wkrótce kolejne recenzje! 🙂
Piękne wspomnienia z dzieciństwa, każdy pewnie ma takie swoje Podhale. Dla mnie takie skojarzenia to zdecydowanie rzeszowszczyzna mojej mamy, tam biegałam na boso po trawie, uczyłam się wiązać słomę. Pamiatam spacer po mleko prosto od krowy do sąsiadki i pajdy chleba z domowym smalcem. Piękny czas beztroski i zabawy. Mnie też nauczył ten czas radości bycia z naturą, słuchania tego co szepta mi wiatr do ucha. Dziękuję za wieczór wspomnień.
Violu, bardzo miło znowu Cię gościć! 🙂 Mleko od krowy i świeży chleb ze smalcem – taaak, kto nie pamięta tych smaków z dzieciństwa?
Bardzo się cieszę z Twoich odwiedzin, nowy dział “Dziennik cygarowych inspiracji” to wprawdzie recenzje cygar, ale każde cygaro zawsze stanowi dla mnie szerszą inspirację, degustacja jest małą wycieczką/refleksją/krotochwilą, w której każdy znajdzie coś dla siebie – zapraszam do dalszej lektury! 🙂
Recenzję cygara masz na plus.
Zdjęcie z baranami też fajne.
Ogromny spokój i nostalgia bije z Twoich wpisów. Przeniosłam się do czasów dzieciństwa, do maleńkiej wsi na Dolnym Śląsku. Podobnie jak Viola powyżej, biegałam boso po trawie, piłam mleko prosto od krowy,jeszcze ciepłe w kubku i jadłam chleb ze smalcem.
Czy wiesz,co to jest maśniczka młody człowieku?
No więc wyobraź sobie, że to takie drewniane urządzenie do ubijania masła. Och jak smakowało, a maślanka była do ziemniaczków z koperkiem.
Cudowne, beztroskie czasy. Fajnie było powspominac.
Pozdrawiam!
Dziękuję za piękny komentarz <3
Maśniczka? Masz na myśli Thermomix? 😀
Oczywiście, że znam, ale w wersji glinianej z rowkami w środku... tylko nie mogę sobie przypomnieć, jak to się nazywało... 😉
Jak jeździłem do Jurgowa i okolic (Bukowina, Białka Tatrzańska, Czarna Góra), to nie było tam smartfonów ani nawet komputerów 😛 Jednak chyba największym sentymentem (oprócz kwaśnicy góralskiej, lodów z prawdziwej śmietany i naleśników ze świeżym serem) pałam do... snopów siana. Tak, prawdziwych snopów siana, o których wspomniałem we wpisie, a które może są tam do dziś, bo nie wszędzie kombajn wjedzie! 🙂