Montecristo Especial no. 2 (laguito no. 2 / panetela)
Musiałbyś nie wiedzieć, że cygara w ogóle istnieją, żeby choć raz w życiu nie usłyszeć nazwy Montecristo. Kultowa kubańska marka – wedle legendy miejskiej narodzonej w Hawanie – jest zainspirowana powieścią Aleksandra Dumas – Hrabia Monte Christo. Książka ta miała szczególnie przypaść do gustu torcedores zwijających cygara. Tak właściciel fabryki wpadł na genialny w swojej prostocie koncept marketingowy o literackiej genezie. Dziś Montecristo to prawdopodobnie najsłynniejsze kubańskie cygara, stanowiące lwią część tamtejszej produkcji. Zobaczmy, ile treści (to znaczy smaku) pozostało w tej legendzie!
Miłośnikiem cygar Montecristo był wspomniany już na łamach Manufaktury Artur Rubinstein. Z innej bajki, ale też znani, Jack Nickolson, John Travolta i Demi Moore, to tylko jedni z dzisiejszych amatorów tych cygar.
Montecristo. Doświadczenie czas zacząć
Odpalam powoli, by nie przegrzać olejków eterycznych noszących w sobie duszę regionu Vuelta Abajo. Próbuję… i po raz pierwszy w kubańskim cygarze odnajduję smak, który mogę określić jako elegancki. Czyli jak na razie Hrabia staje na wysokości zadania. Raczy mnie kawą o ziemisto-mineralnym profilu, z odrobiną słodyczy. Hrabia smaczny, ale… oporny, ponieważ jakość ciągu plasuje się gdzieś na granicy niebytu. Przetykam starą rzutką od tarczy…
Czuć bardzo ciemne orzechy, dla których trudno mi znaleźć nazwę. Jednocześnie uwydatnia się słodycz o lekko kremowym zabarwieniu. Smak jest solidnie skoncentrowany i mocny. Trzeba się skupić, by wyczuć niuanse. Gorzkie orzechy płynnie przeplatają się ze słodkimi.
Zdumiewa nos! W kontraście dla mocnego (ale eleganckiego!) smaku retro-hale uwydatnia najsubtelniejszą naturę tego kubańskiego puro. Smak w nosie jest wręcz nie do opisania. Próbuję znaleźć jakieś skojarzenie… Delikatnie, kremowo, a jednocześnie solidnie. Jakby w nosie – tym mniej oczywistym narzędziu sensorycznym – ukrywała się wrażliwsza, romantyczna natura Hrabiego Monte Christo.
Co dalej?
Pod koniec pierwszej tercji Montecristo Especial no. 2 nadal ciekawie się różnicuje. Czuć ciemne smaki, dla których wspólnym mianownikiem jest szlachetność naturalnych akcentów. Kawa przechodzi w lekko czekoladowy wyraz, ale nie jest to ani kawa, ani czekolada. To bogactwo gleby, które do złudzenia przypomina te – wybrzmiewające w harmonii z naturą – smaki.
Jest tylko jeden problem. Hrabia, przy całej szlachetności swoich przymiotów, zaciął się. Przetykanie nie pomaga, a ciągła walka z ciągiem jest źródłem poważnego dyskomfortu. Ups! Z drzewa właśnie spadło jabłko i nieomal złamało mi cygaro. Nie narzekam więc i palę dalej 😉
Zapada zmrok nad wyspą Montecristo…
Zapada zmrok nad wyspą Montecristo, co znajduje swój wyraz w nosie. Aromatyczny dym napełnia górne drogi oddechowe smakiem kakao, a wciąż obecna kremowość wyczarowuję w ustach nutę słodkiego nugatu.
W komnacie Hrabiego wesoło hulają płomienie ognia, a on, ogrzewając się po znoju morskich wypraw, wygląda przez okno ku majaczącym w oddali światłom przybrzeżnych włoskich miasteczek. Jego wzrok jest jak smak cygara. Jednolity, skoncentrowany, pozornie prosty, ale kryjący w sobie niedostrzeżoną głębię. Właśnie to stanowi o wyjątkowości cygara – wzrok Hrabiego, obejmujący rozjaśniony księżycową łuną morski horyzont oraz pokolenia tych, którzy poprzedzili go na Zamku Monte Christo. A że się zaciął, no trudno, można (i należy!) mieć mu za złe, ale jakoś trzeba to przełknąć 😉
Jestem pod wrażeniem, jak cygaro zachowuje „konsystentność” smaku (proszę mi wybaczyć, ale polski słownik cygarowy jest nader ubogi!). W tym cygaro Montecristo pokazuje kunszt blendingowy, dzięki któremu zmieniające się na przestrzeni tercji smaki zawsze zachowują spójność i logikę.
Hrabia kapryśny, ale…
Przy całej swojej wartości doświadczenie z cygarem Montecristo Especial no. 2 nie jest łatwe. Z jednej strony wymaga ono wolnego palenia, aby uwydatniać niuanse, z drugiej – gdy wolno palę – cygaro przygasa, a ciąg jest coraz gorszy. Dlatego co chwilę muszę usuwać popiół i rozpalać na nowo. Dzieje się to, do czego w moich przygodach przyzwyczaiła mnie Kuba: bywa bardzo ciekawie, nawet wspaniale, ale żeby było w pełni przyjemnie – to trzeba by nadgonić z jakością!
… ale ciekawy? Niech będzie.
Szukając odpowiedzi na pytanie „dlaczego właśnie Montecristo to najbardziej kultowe kubańskie cygara?”, natknąłem się na następującą tezę. Otóż, w dawnych czasach palenie cygar kojarzyło się jako czynność typowo męska, a skoro męska, to prawdziwy mężczyzna nie boi się zdecydowanej mocy. Pewnie coś w tym jest, ale jedno jest pewne – przy dużej mocy cygaro Montecristo zachowuje świetny balans, a w ustach nie dominuje charakterystyczny dla Kuby rustykalny posmak.
Żaden smak nie wybija się ponad inne, a ostatnia tercja to ukoronowanie koncentracji. Nos ziemisty, a usta – jakby gęste i dobrze uleżane ciasto, w które prawie niezauważalnie wkomponowane zostały orientalne przyprawy. Niezauważalne jako odrębny składnik – a jednak to one wyznaczają charakter smaku w finałowej tercji. Dopełnieniem tej harmonii jest kremowość, która nawet pod koniec nie przestaje dawać o sobie znać.
REKOMENDACJA
Warto spróbować cygaro Montecristo Especial no. 2 ze względu na jego elegancki smak, co odróżnia je od innych przedstawicieli Kuby, które paliłem. Ponadto dużym plusem jest doskonały balans i zrównoważenie blendu. Jest to cygaro dla osób lubiących szukać niuansów smakowych przy stosunkowo dużej mocy i wybitnie wysokiej koncentracji smaku. Co do pairingu, ja zdecydowałem się tylko na kawę, ale dzięki dużej intensywności cygaro daje w tym względzie ciekawe szerokie i ciekawe możliwości.
Hej Filip,
Recenzja jak zwykle rewelacyjna, szkoda ze trafila ci sie zakolkowana wersja. Jezeli chodzi o Montecristo to moim zdaniem najlepsze jest edmundo szczegolnie po rocznym lezakowaniu. Jak mialbys kiedys jeszcze sile i ochote zmierzyc sie z ta marka to polecalbym wlasnie to cygaro.
Hej Marcinie!
Dzięki za komentarz – czyli blog jeszcze żyje… 😉
Choć Montecristo to raczej nie moja bajka, to doceniam kunszt tej linii i uważam, że z klasykami trzeba się skonfrontować. Dlatego na pewno sięgnę po Edmundo (ale raczej w wersji petit) i po słynną dwójkę 🙂
Pozdrawiam!